Leśny duch
Po rozstaniu z facetem postanowiłam odpocząć w leśnej głuszy. Przyjaciele udostępnili mi domek w otoczeniu mazurskich lasów i jezior. Było już po sezonie, więc turystów jak na lekarstwo. Pogoda piękna, słoneczna, choć noce i ranki bywały chłodne. Jako mała dziewczynka zawsze lubiłam chodzić boso po leśnym mchu. Wyobrażałam sobie wówczas, że jestem leśnym duszkiem albo Śnieżką. W marzeniach byłam piękna i wyjątkowa. W rzeczywistości… cóż, uroda powiedzmy przeciętna, ludzi nie straszyłam wyglądem, ale nie była też typem miss, do lalki Barbie też było mi daleko, natura w moim przypadku okazała się hojna, nawet bardzo, a co gorsze, nadprogramowe kilogramy pojawiły się w najmniej pożądanych miejscach. Mój były twierdził, że kocha moją kształtną pupę, o której często mówił, że jest bardzo wyrazista, uwielbiał moje piersi, które bynajmniej nie mieściły się w jednej dłoni, ale z czasem okazało się, że bardziej kochał panienki z agencji – ponoć potrafią więcej i zawsze są chętne. Wydawało mi się, że ja też potrafię wiele i jestem chętna, przynajmniej starałam się być, ale może mi się tylko wydawało.
Na Mazurach postanowiłam odpocząć od facetów, od życia, a jak się uda to także od samej siebie.
Wstawałam w południe, zjadałam namiastkę śniadania i łaziłam po lesie. Zbierałam grzyby, układałam bukiety z wrzosu. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
Wyłączyłam telefon komórkowy, żeby odciąć się od świata i codzienności. Tego dnia nie zapomnę nigdy. Była to wyjątkowo słoneczna niedziela. Jak zwykle spacerowałam po lesie, wydawało mi się, że idę ścieżką i bez problemu wrócę. Wydawało mi się…. Nie zauważyłam nawet, gdy zaczęło się ściemniać, a ja nie miałam nawet latarki. W dodatki nie opuszczało mnie wrażenie, że ktoś podąża za mną.
Poszłam w prawo i doszłam do leśnego duktu. Właśnie w tym momencie na mojej drodze stanął on – Zarośnięty, w nieco brudnym ubraniu, rosły i silny mężczyzna.
Nie bój się, wilkołakiem nie jestem, jeszcze… – zaczął na powitanie.
– To dobrze. A jesteś tutejszy? Zgubiłam się trochę…. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– No znam, znam. Chodź, zaprowadzę cię do leśniczówki.
– Skąd wiesz, gdzie mieszkam?! – krzyknęłam przerażona.
– Ja wiem wszystko. Prawie. Wiem, że lubisz biegać boso po mchu, chociaż lepiej biega się w letnie poranki, cieplej i przyjemniej.
Wiem, że lubisz tańczyć nago przy kominku i zabawiasz się sama ze sobą. Wiem, że masz piękne cycuszki, które skaczą i falują…
– Co jeszcze wiesz????
– Wiem, że nie zasłaniasz okien i nie gasisz światła, ale wcale mi to nie przeszkadza, mam ładne widoki. Jestem leśnym duchem, nie widać mnie, nie słychać, ale wiadomo, że jestem – uśmiechnął się leśny duch i przyciągnął mnie do siebie. Jego usta były gorące i namiętne, a ręce śmiało błądziły po moim ciele. Byliśmy już w leśniczówce. W kominku smętnie żarzył się ogień, iskry skakały niczym pchełki. Leśny duch pieścił moje sutki, ssał i lizał, zsuwając się niżej. Oblała mnie fala rozkoszy, czułam pożądanie i ochotę na ostry sex. Zerwałam z niego imitację spodni i wydobyła jego penisa. Był twardy i sterczący. Zaczęłam go intensywnie pieścić. Dopełnieniem szaleńczej nocy był ostry i wspaniały sex. Rano obudziłam się sama, nocnego kochanka nie było. Myślałam nawet, że to sen, ale na stole widniała kartka „powtórzymy to dziś wieczorem na polanie”.
Powtarzaliśmy regularnie do końca mojego pobytu na Mazurach.